| W ostatni weekend sierpnia zespół Orca wystartował w rajdzie Hungarian Baja, największej imprezie cross-country w tej części Europy. Rajd stanowił siódmą rundę Mistrzostw Węgier w rajdach cross-country, czwartą rundę Mistrzostw Czech i Słowacji, ale przede wszystkim był kandydatem do Pucharu Baja FIA, czyli nieoficjalnych Mistrzostw Europy. Organizatorzy znów podnieśli rangę tej imprezy. Edycja 2006 zebrała około 50 załóg w tym prawie wszystkie załogi startujące w rajdzie Dakar oraz rajdach baja z Czech, Węgier, Słowacji i Łotwy. W tym roku rajd był pod każdym względem jeszcze lepszy. Wystartowały w nim załogi z jedenastu państw. Wśród nich byli Polacy - Patryk i Tomasz Łoszewscy na Orce MP07 oraz Maciej Chełmicki z Pawłem Rosłoniem na Land Roverze.
Start Łoszewskich na Węgrzech był dla nich przełomową decyzją także w innym wymiarze - oznaczał on bowiem wycofanie się z dalszej rywalizacji w krajowym czempionacie. W tym momencie zajmowali drugą pozycję w rocznej klasyfikacji RMPST z ogromnymi szansami na tytuły.
Przed startem Patryk Łoszewski wypowiadał się w następujący sposób: Od dłuższego czasu dojrzewaliśmy do decyzji o przerwaniu dalszych startów w Polsce na rzecz startów zagranicznych. Rajdy w kraju są co prawda bardzo widowiskowe, a rywalizacja jest zacięta, ale nie mają one praktycznie nic wspólnego z tym kierunkiem rajdów cross-country, w który poszedł cały świat. Rajd polski zabiera nam trzy-cztery dni, podczas których pokonuje się 30-40 km oesowych. Pomimo tak krótkiego dystansu samochody są totalnie dewastowane, gdyż jedzie się na 110 procent w bardzo trudnym terenie. Trasy są krótkie i ciągle nie zmienne i po kilku latach takich rajdów sprawia mi to coraz mniejszą przyjemność z jazdy. Za granicą rajd trwa tak samo długo, ale w tym czasie pokonuje się 600 i więcej km oesowych! Decyzję o rozstaniu się z RMPST zapowiadaliśmy od dawna, ale nie byliśmy do tego gotowi sprzętowo. Początek sezonu spędziliśmy w Polsce, gdyż testowaliśmy samochód po przeróbkach z początku roku. Nadal nie jesteśmy pewni wszystkich podzespołów, ale doświadczeń musimy szukać na rajdach, a nie w warsztacie i na testach. Teraz, pomimo że mamy bardzo duże szanse na tytuły w Polsce, decydujemy się przerwać starty w kraju i rozpocząć naukę ścigania się za granicą. Na Węgry jedziemy uczyć się jazdy rajdowej na nawigację, a nie opis. Do tej pory startowałem już w kilku długich rajdach, ale tylko w jednym rajdzie baja - Baja Slovakia, więc doświadczenie mam wciąż niewielkie. Będzie to także pierwszy tego typu start dla mojego pilota. W Polsce pilot dyktuje mi każdy zakręt i każdą trudność terenową. Na rajdzie typu baja pilot zamienia się w nawigatora i jedynie daje wskazówki w którą drogę lub w którą stronę jechać. Na Węgrzech chcemy koniecznie pojawić również po to, aby poznać charakterystykę tamtejszych odcinków, gdyż prawdopodobnie rajd ten wejdzie do cyklu Pucharu Baja, w którym chcielibyśmy wystartować za rok. Nie zapominamy o kibicach i będziemy starali się od czasu do czasu wystartować w co ciekawszych rajdach w kraju, ale namawiam kibiców do pozostania nam wiernym i śledzenia naszych poczynań w rywalizacji z europejską czołówką.
Rajd rozpoczął się w piątek od dwóch prologów o łącznej długości 13 km. Ich trasa była bardzo widowiskowa z kilkoma hopkami i kilkoma bardzo szybkimi fragmentami. Zawodnicy dość wyjątkowo, jak na rajdy cross-country, nie mogli zapoznać się z trasą prologów nawet na piechotę, co było dość zaskakujące. Prolog zdecydowanie wygrał Miroslav Zapletal na fabrycznym Mitsubishi Strakar, który uzyskał przewagę aż 23 sekund nad bardzo silną konkurencją. Polacy wystartowali bardzo pomyślnie. W klasie Challenge Łoszewscy na Orce wygrali pierwszy prolog! Drugi przejazd odbywał się w dużych koleinach. W kilku zakrętach Orca stanęła na dwa koła i Patryk zdecydował się nieco zwolnić. W końcówce odcinka ponadto dogonili poprzedzającego zawodnika i wjechali na metę w jego kurzu z czwartym czasem. Po prologach Orca zajmowała trzecie miejsce.
Maciej Chełmicki z Pawłem Rosłoniem na Land Roverze z silnikiem BMW V8 pojechali również widowiskowo i efektywnie. Po prologach zajmowali piąte miejsce.
W sobotę rywalizacja odbyła się na dwóch odcinkach o długości po 51 km i jednym o długości 123 km. Pogoda była piękna. Na Węgrzech panowały 35 stopniowe upały, przy bezchmurnym niebie. Wszyscy obawiali się przegrzewania silników, układów kierowniczych i pozostałych podzespołów, natomiast organizatorzy uczulali, aby w tych warunkach zachować koncentrację, gdyż oprócz temperatury problemem miał być kurz.
Łoszewscy zaczęli rywalizację bardzo dynamicznie, ale niestety doświadczyli problemów już na początku pierwszego odcinka specjalnego. W jego trakcie samochód nagle stracił połowę mocy. Na szczęście załoga szybko domyśliła się przyczyny awarii, którą był uszkodzony wąż z turbiny. Załoga zatrzymała się i dokonała naprawy, która zajęła aż ponad osiem minut. Wkrótce po ponownym ruszeniu, Łoszewscy dogonili jedną z załóg i w jej kurzu podróżowali już do mety. Niestety przed metą doszło do kolejnej awarii - ukręcenia przedniej lewej półosi, co zwolniło Orcę samochód, choć nie uniemożliwiło dalszej jazdy. W efekcie - 11 czas ze stratą 8 minut do zwycięzcy. Oznaczało to, że gdyby nie postój, to wygrana była w zasięgu...
Na strefie serwisowej okazało się, że półoś ukręciła się na tyle niefortunnie, że jej końcówka utkwiła w dyferencjale. Ok. 25 dozwolonego czasu serwisowego, było zbyt krótkim czasem na rozebranie mostu. Co więcej, dłuższy serwis miał nastąpić dopiero pod koniec dnia, czyli po kolejnych ok. 170 km oesowych. W tej sytuacji Patryk Łoszewski podjął decyzję o kontynuowaniu jazdy tego dnia tylko na tylnym napędzie. Dla odciążenia układu napędowego dodatkowo wymontowano przedni wał napędowy i załoga ruszyła do dalszej rywalizacji.
Drugi odcinek specjalny przebiegał po tej samej trasie. Prowadzenie auta na śliskiej, szutrowej nawierzchni ze sprawnym tylko jednym napędem okazało się dużym wyzwaniem. Ponadto w połowie trasy załoga popełniła błąd nawigacyjny, który kosztował ją ok. 2-3 minuty straty. Pomimo to, zajęli niezły, szósty czas na tym odcinku.
Ostatni sobotni odcinek liczył sobie aż 123 km. Przebiegał po bardzo urozmaiconej trasie. Tym razem załoga miała wystartować do odcinka za Maćkiem Chełmickim, przez co liczyła na bezpośrednią rywalizację. Niestety w strefie punktu kontroli czasu przed startem do odcinka Land Rover Chełmickiego zastrajkował i nie dawał się odpalić. Z pomocą kolegom ruszyli Łoszewscy, którzy wzięli Orcą samochód Chełmickiego na hol, dzięki czemu jego silnik BMW V8 odpalił. W efekcie jednak Chełmicki spóźnił się na start i Łoszewscy wystartowali przed nim, a jednocześnie 4 minuty za poprzedzającym rywalem.
Początek odcinka przebiegał bardzo sprawnie. Około 15 kilometra trasy samochód zaczął jednak dziwnie się prowadzić. Okazało się, że tylna prawa opona doznała tzw. wolnego defektu. Wymiana koło zajęła ok. 5 minut, podczas których Łoszewskich minęła jedna z załóg, ale... nie Chełmicki. Okazało się, że Chełmicki stał na odcinku ok. kilometr wcześniej, po tym jak na jednym z dohamowań zgasił silnik i nie mógł go ponownie odpalić. Dalsze sto kilka kilometrów odcinka Łoszewscy przejechali walcząc jedynie z czasem, pogarszającą się widocznością w efekcie zachodzącego słońca, ale... nie widząc ani jednej załogi na trasie. Na mecie okazało się, że uzyskali niezły czwarty czas odcinka.
Na kończącej dzień strefie serwisowej, dzięki sprawnej pracy mechników - Piotra i Jurka - udało się doprowadzić Orcę do pełnej sprawności. Do parku zamkniętego Łoszewscy wjechali plasując się na piątej pozycji w rajdzie w klasie Challenge.
W niedzielę odbył się tylko jeden odcinek specjalny, za to ponownie o długości przeszło 120 km. Łoszewscy wystartowali z zamiarę zaatakowania i osiągnięcia podium. Orca napędzona na cztery koła okazała się niezwykle szybka. Już po 20 kilometrach odcinka załoga dogoniła dwie poprzedzające załogi. Udało się wyprzedzić jedną z nich, ale niestety kurz wzniecany przez drugą okazał się tak poważnym utrudnieniem na wąskich, szutrowych trasach, że wyprzedzanie było prawie niemożliwe. W efekcie Orca jechała tuż za konkurentem. W pewnym momencie, po jednym z dohamowań Patryk Łoszewski wszedł zbyt szeroko w zakręt i uderzył przednim mostem w skałę, co zatrzymało Orcę w miejscu. Ze skały udało się wycofać, ale efektem tego zdarzenia była ponowna utrata przedniego napędu. Pomimo to, udało się ponownie dogonić konkurenta. W końcu, po w sumie 70 kilometrach przejechanych w jego kurzu, Łoszewscy wykorzystali okazję i wyprzedzili zawalidrogę. Na ostatnich 30 kilometrach udało się wyprzedzić kilka wolniejszych załóg, w tym prowadzącego w klasie Challenge Attilę Gabora, który zupełnie zaskoczony przepuścił Polaków przy niewielkiej walce. Dzięki szybkiej jeździe udało się uzyskać drugi czas odcinka. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie blokowanie przez większość odcinka...
Ostatecznie Łoszewscy na Orce zajęli doskonałe trzecie miejsce w klasie Challenge oraz wygrali klasę International Challenge. Chełmicki z Rosłoniem nie dojechali do mety, z powodu awarii silnika niedaleko przed końcem ostatniego odcinka specjalnego.
W klasyfikacji generalnej rajd, po trzech dniach rywalizacji, zakończył się zwycięstwem Miroslava Zapletala, który nie dał żadnych szans rywalom. Mitsubishi Strakar okazało się zdecydowanie najszybszym samochodem weekendu. Rajd został oceniony przez zwycięzcę jako bardzo trudny, przede wszystkim dla sprzętu. Potwierdzeniem tych słów jest fakt, że wiele samochodów uległo uszkodzeniom, a część z nich zostało na trasie.
Wypowiedź Patryka Łoszewskiego z mety: Jestem bardzo szczęśliwy z osiągnięcia mety na podium, pomimo że większość rajdu jechałem tylko na tylnym napędzie i gdyby nie to, wynik byłby jeszcze lepszy. Najważniejsze dla mnie jest to, że byliśmy w stanie nawiązać równorzędną rywalizację z utytułowanymi załogami zagranicznymi, jadącymi profesjonalnie przygotowanymi samochodami. Po udanych dwóch prologach w piątek, z których jeden nawet wygraliśmy, właściwa rywalizacja zaczęła się w sobotę rano. Już na 10 kilometrze pierwszego odcinka przydarzyła nam się w sumie drobna, ale nieprzyjemna awaria. Spadł wąż między turbiną a intercoolerem i wraz z tym straciłem ponad połowę mocy. Musieliśmy się zatrzymać, aby to naprawić. W tym czasie minęły nas cztery załogi i musieliśmy potem odrabiać straty. Dogoniliśmy jednego z głównych rywali i w jego kurzu jechaliśmy już do końca odcinka. Wówczas przydarzyła się nam druga awaria ukręciła się przednia półoś i na metę wjechaliśmy tylko na tylnym napędzie. Półoś ukręciła się w tak nieszczęśliwy sposób, że jej końcówka utkwiła w dyferencjale i nie dało się jej wymienić w czasie krótkich sobotnich stref serwisowych. W efekcie całą sobotę jechaliśmy tylko na tylnym napędzie. Auto gorzej przyspieszało, ale przede wszystkim było trudniejsze w prowadzeniu przy większych prędkościach. Trasa była szybka i kręta, na bardzo luźnej nawierzchni i brak przedniego napędu bardzo utrudniał szybką jazdę. Dodatkowo złapaliśmy jeszcze kapcia na najdłuższym odcinku rajdu. Pomimo to uzyskiwaliśmy i tak kontaktowe czasy i sobotę zakończyliśmy na piątym miejscu. Na szczęście do rywalizacji w niedzielę stanęliśmy już w pełni sprawnym autem. Plan był, aby przypuścić atak na drugą pozycję, gdyż na wygranie rajdu nie było już szans. Z napędem na cztery koła okazało się, że jesteśmy w stanie szybko odrabiać straty. Już po 25 kilometrach dogoniliśmy jednego z dwóch głównych rywali, którego udało nam się wyprzedzić. Niestety po dogonieniu kolejnego aż przez 70 km nie było szans na wyprzedzenie z powodu ogromnego kurzu. Co więcej na jednym z zakrętów przy zerowej widoczności, popełniłem błąd, pojechałem za szeroko i zahaczyłem kołem o skałę. Zgiął się wahacz, koło na szczęście nie odpadało, ale
znów straciłem przedni napęd. Pomimo to, udało się w końcu wyprzedzić tego konkurenta, a potem jeszcze kolejnych i na metę wjechaliśmy z drugim czasem, dzięki temu awansując na trzecią pozycję w rajdzie w klasie Challenge. Szkoda, że Maćkowi zastrajkował silnik, gdyż miał szanse również na dobry wynik. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na ten start, gdyż wzięliśmy dobrą lekcję jazdy w takich warunkach, a jednocześnie pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z zagranicznymi załogami.
Podczas ceremonii rozdania nagród było jeszcze jedno miłe i zaskakujące wydarzenie dla Polaków. W kategorii najlepszej pracy serwisu organizatorzy rajdu wyróżnili mechanika z zespołu Orca - Piotra Nędzkę !
zobacz wyniki klasy Challenge
Zdjęcia Arka Kwietnia
Relacja z rajdu autorstwa Arka Kwietnia na stronie www.terenowo.pl
| |