| W sobotę, 26 maja 2007 r. odbył się 11 Rajd Hałda w Wałbrzychu, druga runda RMPST. W tym roku rajd był krótszy niż zwykle. Liczył sobie zaledwie cztery odcinku specjalne. Wśród nich nie zabrakło jednak przejazdu przez słynną wałbrzyską hałdę, czyli odcinka uważanego za najtrudniejszy, a na pewno najbardziej niebezpieczny odcinek na polskich trasach. Odcinek jest bardzo zdradliwy - nawierzchnia na hałdzie jest bardzo twarda i pokryta żwirem, co utrudnia hamowanie, jest bardzo stroma, na podjazdach i zjazdach oraz poprowadzona półkami hałdy, na których auta rozwijają duże prędkości na skraju stromych zboczy hałdy. Największym niebezpieczeństwem są jednak bardzo duże kamienie leżące na trasie, które potrafią rozciąć oponę, a wówczas o wypadek nietrudno.
W tym roku do zmagań stanęło w sumie 34 samochody. Wśród tej dość niewielkiej liczby załóg przybyło jednak najmocniejszych samochodów. Do grona faworytów zaliczano przed startem około 10 załóg. Smaku dodawało to, że kilka załóg z dużym doświadczeniem ze słabszych klas przesiadło się do samochodów z najmocniejszej klasy O3. Jednym z głównych faworytów był Grzegorz Szwagrzyk z Izą Szwagrzyk (Nissan 4000) z Rosetex Rally Team, którzy wygrali poprzednią rundę w Mszczonowie i są liderami Mistrzostw Polski, a na hałdzie zajęli drugie miejsce dwa lata temu. Faworytem była także załoga Patryka i Tomasza Łoszewskich, którzy wygrali tu w zeszłym roku. Tym razem startowali nowym autem i nie wiadome było jak będzie spisywał się ten samochód na tego typu trasie.
Hałda okazała się dla wielu załóg bardzo zdradliwa i sroga. Ci, którzy próbowali zbyt szybko pokonać tę trasę zjeżdżali z hałdy w najlepszym przypadku z defektami ogumienia (np. Piotr Domownik na Subaru 5700, Wojciech Koziński na Samie Evo 2), ale także z urwanymi kołami (Sławomir Łyszkowski na Land Roverze 4000), połamanymi zawieszeniami (Witold Starobrat na Toyocie Celica 4200), zatartymi silnikami (Grzegorz Wiciński na Samie 4000).
Pomimo licznych przygód wielu załóg, w czołówce toczyła się zażarta rywalizacja. Rajd został jednak zdominowany przez Patryka i Tomasza Łoszewskich na Orce. Zaczęli oni rajd od mocnej wygranej (ponad 20 sekund przewagi) na pierwszym przejeździe przez hałdę. Nie oddali już prowadzenia do końca rajdu, wygrywając po drodze jeszcze dwa odcinki, w tym ponownie hałdę. Tym samym po raz drugi z rzędu triumfowali w Wałbrzychu.
Patryk Łoszewski: Jestem bardzo szczęśliwy. Wszystkie elementy zapracowały tak jak sobie planowaliśmy. Byliśmy dobrze przygotowani jeśli chodzi o opis, kondycję, przygotowanie auta i serwis. Dzięki współpracy z Delphi udało nam się idealnie zestroić zawieszenie na ten rajd. Nasz nowy silnik, który wciąż testujemy, okazał się bardzo mocny. Mocny to może złe słowo, gdyż niektórzy konkurenci mają ponad 100 KM więcej niż my, ale jeśli chodzi o moment to chyba jesteśmy w czołówce i równać się z nami mogą jedynie potężne silniki Chevroleta, których używa Piotr Domownik i Maciek Skura. Nie mieliśmy żadnej awaryjnej sytuacji, choć były dwie sytuacje, które mogły się źle skończyć - raz ześlizgało sprzęgło na czwartym biegu podczas najstromszego podjazdu na hałdę; udało mi się zapiąć reduktor i dzięki temu odciążyłem sprzęgło i sytuacja wróciła do normy, a drugi raz zawiesiłem Orcę na podwoziu podczas przejazdu jednej z hop-ale kosztowało mnie to tylko 5 sekund. Udało nam się kontrolować sytuację, choć na tak krótkim rajdzie nie było możliwości stosowania żadnej innej taktyki jak pełen atak od startu do mety i przez to był to bardzo wymagający i emocjonujący rajd.
Następna, trzecia runda RMPST już za trzy tygodnie w podwarszawskiej Górze Kalwarii. | |